Czego nauczy Cię łapanie stopa?

Czego nauczy Cię łapanie stopa?

W zeszłym roku przejechałem z najlepszym kumplem ponad 3000 kilometrów po wschodnim wybrzeżu Ameryki Południowej, używając wyłącznie prawego kciuka. Muszę powiedzieć, że jest to najbardziej upierdliwa i męcząca metoda podróżowania z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia. Prawdopodobnie też najbardziej niebezpieczna. Z drugiej strony jednak trudno o bardziej przygodowy, satysfakcjonujący i kształtujący charakter sposób przemieszczania się.

Umrzemy na drodze

 

Generalnie łapanie stopa w kraju, w którym wszyscy boją się, że zostaną napadnięci to dość zabawne zajęcie. Po pierwsze mało kto się zatrzymuje, a po drugie pierwszym pytaniem jakie zawsze słyszysz jest: czy wy nie wiecie jak w Brazylii jest niebezpiecznie?

Nam się nic nie stało, ale parę historii było ciekawych:

1. Pod Pelotas na południu Brazylii szliśmy pieszo przez ciągnące się przez ponad kilometr przydrożne slumsy (pół favela, pól strasznie biedna wioska), ściągając dziwne spojrzenia i mając gościa podążającego za nami przez duży kawałek drogi.

2. Przynajmniej kilka razy szliśmy „brakiem pobocza” po autostradowych mostach, zastanawiając się czy będzie trzeba skakać do rzeki, czy nas jednak zauważą?

3. Gdzieś między Pelotas a Porto Alegre złapał nas zmierzch i po minięciu trupa Pumy w rowie, zastanawialiśmy czy nie będziemy spać w lesie (dżungli?)

4. Wiozący nas do Florianopolis kierowca miał zwyczaj niepatrzenia na drogę i kontrowania kierownicą, dopiero gdy znalazł się w całości na przeciwległym pasie

I tak dalej. Dodajmy do tego kierowcę autobusu szkolnego, który wiózł nas między Curitibą a Salvadorem, który za cel postawił sobie wyrolować nas na każdych rozliczeniach przy zakupach i efekt spania po dworcach, tj. najkoszmarniejsze dwa dni przeziębienia jakie pamiętam, kiedy to jak zombie wlokłem się po ulicach Curitiby.

Ekscytacja

Z drugiej jednak strony nic nie równa się szczęściu jakie się odczuwa, kiedy po godzinach prób wreszcie zatrzymuje się samochód. Po paru dniach podróżowania stopem zrozumiałem w jaki sposób ludzie uzależniają się od hazardu – całość jest okropna, ale te momenty kiedy się udaje, kiedy uśmiecha się szczęście… Nie do opisania. Jako dygresję mogę jeszcze dodać, że bardzo szybko człowiek wypracowuje dwa tysiące zasad, a właściwie przesądów, mających pomóc w złapaniu stopa: trzeba się uśmiechać, lepiej nam idzie z polskim szalikiem, pomaga kiwanie głową, lepiej jak stoisz w miejscu, a nie idziesz… I sto innych! Zabobon goni zabobon, nagle rozumie się przesądy hazardzistów, sportowców i innych, których sukces w dużym stopniu zależy od szczęścia i nie jest w pełni wytłumaczalny – umysł nie znosi niepewności, na wszystko musi znaleźć wytłumaczenie.

Kolejnym cudem są poznawani ludzie: Brazylijczyk polskiego pochodzenia, który potrafił powiedzieć „cześć”, „dobranoc” i… „zmów pacierz i idź spać!”, surferzy z Curitiby, policjant spod Rio Grande, stare małżeństwo z granicy urugwajsko-brazylijskiej, kobieta po wypadku motocyklowym bez dwóch pierwszych zębów, przedsiębiorca z Pelotas, który wyglądał jak Boris Becker… Cudowny, dziwaczny i szalony korowód postaci, które decydują sie z jakiegoś powodu wpuścić cię do swojego samochodu. Już samo to kryterium powoduje, że są to ufni i przyjacielscy ludzie. Poza tym jaki autostop jest cholernie ekologiczny!

Charakter, bejbe

Na koniec: autostop kształtuje charakter jak mało co. Nie dość, że nie możesz się poddawać, walczyć z gorącem, wyczerpaniem i utratą nadziei, to jeszcze musisz się przy tym uśmiechać i generalnie wyglądać jak miss kraju, która dla zabawy wyszła pomachać kciukiem na drodze. Jeżeli podróżujesz stopem przez dłuższy czas to samozachowawcze wywalanie z umysłu wszelkich negatywnych myśli zaczyna ci wchodzić w nawyk.

Nie zapomnę kiedy w Sao Paulo starałem się dostać na prywatny pokaz mody w czasie tamtejszego Fashion Week – przeciw stało wszystko, wewnętrzne opory, wściekły chłopak dziewczyny z biletami, kompletny brak znajomości portugalskiego… koniec, końców wylądowałem jednak w środku. Nakręciłem nawet filmik i do końca pobytu w Brazylii nikt nie wierzył mi, że to się udało: „Fashion week?! Tam przecież były osoby typu Ashtona Kutchera!” albo „Ja pracuję w magazynie mody, a i tak nie dostałam wejściówki!”. Kiedy wyszedłem z pokazu, usiadłem w strefie z telebimami i nagle trafiła mnie niezwykle jasna myśl: wszystko osiąga się przez wytrwałość! Czekając na dziewczynę, z którą tam przyszedłem (robiąca jeszcze jakiś wywiad), pisałem jak szalony w notatniku: „Wytrwałość, to coś co za darmo przewiezie cię tysiące kilometrów, wciśnie cię na pokaz mody w jedynej marynarce i pozwoli ci zdobyć cokolwiek zechcesz.”

Niby banalne, ale czasami zrozumienie musi przejść z intelektualnego do całkowicie przeżytego, zinternalizowane, by mogło zmienić czyjeś życie.

I za to dziękuję ci autostopie. Stałem się trochę lepszym, trochę bardziej zdeterminowanym i dużo radośniejszym człowiekiem dzięki tamtej wyprawie.