Góra Synaj
Tak, jest to zdominowane przez turystów miejsce, ale… da się ich uniknąć i przeżyć na tej niezwykłej górze parę wspaniałych, wzniosłych chwil. Jak to osiągnąć? I dlaczego właściwie wschód słońca na pustynie robi tak cudowne wrażenie? Pozwólcie, że odpowiem…
Góra Synaj czyli…
2285 metrów skały, lekko czerwonawej. To tu Bóg podyktował Mojżeszowi dziesięć przykazań, to u jej podnóża ukazał mu się w postaci płonącego krzewu i to tu w jednej z jaskiń prorok Eliasz chował się przed Jezebel. I to nieopodal tego miejsca, dziś na terenie ślicznego klasztoru św. Katarzyny, znajduje się studnia, przy której Mojżesz poznał żonę Seforę. Tyle legendy.
Na górę wiodą dwa szlaki. Dłuższy, tzw. wielbłądzi nazwany tak dlatego, że – niespodzianka! – można pokonać większość drogi na grzbiecie takiego właśnie garbusa. Krótszy to de facto schody i wąska skalna ścieżka. My weszliśmy dłuższym, a zeszliśmy krótszym.
No dobrze, ale po co właściwie ludzie tam wchodzą? To znaczy, ludzie niebardzo religijni jak ja?
Wschód słońca
Czytałem parę razy o wschodzie słońca na pustyni, jako o czymś wyjątkowym, ale nie wiedziałem czemu. No więc już wiem. Po pierwsze, nagle z niczego, z ciemności wyłania się cały świat. W mieście, w lesie, właściwie wszędzie mamy poczucie, że coś nas otacza, na pustyni jesteśmy tylko my i pustka. Nic. I nagle cały świat objawia się, wybucha wokół nas kolorem. Poza tym kolory! Przez chwilę pustynia pełna jest barwy. Później, oślepiające słońce zmieni wszystko w biel, ale teraz, na ten jeden moment, widzimy każdy szczegół, każdą odrobinę życia, która się tu uchowała.
Nasze doświadczenia były dodatkowo wzbogacone przez grupę niemieckich muzułmanek, które powitały wschód słońca śpiewem i pokłonami. Specyficzna to była grupa.
Ach, byłbym zapomniał. Jak cieszyć się spokojem na szczycie góry? Otóż, z jakiegoś powodu, praktycznie wszystkie wycieczki trafiają do podnóża góry o tej samej porze. Wystarczy więc biec jak głupi pod górę i powinniśmy mieć dobre czterdzieści minut bez turystów, zaczepiani wyłącznie przez paru beduinów, próbujących zedrzeć egipskie funty za koc. W 2004 roku chcieli 10, wywalczyliśmy 5, jako jedyni zresztą, ale dostaliśmy koszmarny, brudny koc zdjęty z wielbłąda. Cóż… A koc się naprawdę przydał – bo wiecie, jeżeli biegniesz na górę, to potem siedzisz spocony w temperaturze około 10 stopni do rana. Nie za przyjemnie!
I oczywiście trudno wyobrazić sobie w Egipcie miejsce bardziej różne od Kairu czy Hurghady i Sharm-el-Sheikh.